Komu potrzebny jest sołtys? Raczej gminie, a nie ludziom

Radni gminy Czernichów otrzymali projekt uchwały rady w sprawie zmian w statutach sołectw gminy Czernichów, sporządzony przez sekretarz gminy Ewę Lipowczan. Projekt został pozytywnie zaopiniowany przez Komisję Edukacji i Spraw Społecznych rady 16 maja 2019 i przekazany pod obrady rady na posiedzeniu 27 maja. Nie zawiera żadnego uzasadnienia, choć pani sekretarz zapowiada, że projekt ostateczny zaopatrzony zostanie w krótkie, lakoniczne uzasadnienie.

Nie znajdzie się w nim zapewne to, co dla mieszkańców gminy byłoby najważniejsze: uzasadnienie odrzucenia niemal wszystkich propozycji zgłoszonych przez mieszkańców w trakcie zarządzonych przez wójta Szymona Łytka „konsultacji społecznych”. Plon tych konsultacji przedstawiony został przez wójta mieszkańcom w Sprawozdaniu z konsultacji projektu zmiany statutów sołectw gminy Czernichów. Dowiadujemy się z niego, że w wyznaczonym terminie wpłynęły 3 pisma zawierające łącznie 24 uwagi oraz propozycje zmian. I na tym koniec. Kogo bowiem może interesować treść uwag i propozycji mieszkańców, jakie zgłoszono wójtowi? Wystarczy więc podać ich liczbę, zwłaszcza że sprawozdanie umieszczono w Internecie, więc treść uwag poznać by mogło zbyt wielu ludzi spoza kręgu lokalnej władzy, czyli wójta, radnych i urzędu gminy.

Nieco więcej informacji otrzymali radni gminy, którym przesłano tekst Uwagi i propozycje zmian w statutach sołectw zgłoszone w trakcie konsultacji z mieszkańcami (2-16 kwietnia 2019 r.) – dokument niepodpisany autorstwa sekretarz gminy. Są tam wymienione propozycje zmian zgłoszone przez mieszkańców skomentowane przez autora tekstu. Z komentarzy tych wynika, że niemal wszystkie propozycje mieszkańców są albo nieuzasadnione, albo stwarzają dodatkowe utrudnienia, albo są niepotrzebne. Nie dziwi zatem, że do projektu uchwały zaproponowanego przez wójta przedostały się prawie wyłącznie jego propozycje zmian. Nie wywołało to większych zastrzeżeń u radnych zasiadających w Komisji Edukacji i Spaw Społecznych (J. Wrońska, D. Drabczyk, B. Dudek, M. Dudek, M. Dzierwa, R. Nienartowicz, J. Suchanik, K. Zabagło), którzy „klepnęli” projekt bez oporów i dyskusji.

Rodzi się pytanie – komu potrzebny jest sołtys? Odrzucenie niemal wszystkich propozycji zgłoszonych w konsultacjach  skłania do odpowiedzi, że sołtys potrzebny jest przede wszystkim gminie, ale nie ludziom. Oto kilka świadczących o tym przykładów.

W projekcie uchwały uwzględniono propozycję wójta, aby sołtys nie musiał przedstawiać zebraniu wiejskiemu sprawozdania z wykonania planu finansowego dochodów i wydatków sołectwa, choć realizacja tego planu jest podstawowym zadaniem sołtysa. Dlatego trudno wyobrazić sobie, żeby nie był zobowiązany do takiego sprawozdania. Propozycja wójta zwolnienia go z tego obowiązku jest przeciwna powszechnym regulacjom w tej dziedzinie zmierzającym do jak największej przejrzystości finansów publicznych na każdym szczeblu samorządu terytorialnego.

Według projektu uchwały rady sołtys ma dać zebraniu wiejskiemu tylko ogólne sprawozdanie ze swojej działalności oraz wykonania uchwał zebrania. Marzeniem ściętej głowy okazała się też kolejna zgłoszona w konsultacjach propozycja, aby to sprawozdanie miało formę pisemną i było podawane wcześniej do wiadomości mieszkańców, którzy mają je przyjąć w głosowaniu na zebraniu wiejskim. Zatem sołtys może przedstawić sprawozdanie ustnie dopiero na zebraniu wiejskim i to bez żadnych rygorów formalnych. Opowie po prostu zebranym, co robił. Propozycja sformalizowania owego sprawozdania została zbyta argumentem, iż do sprawozdania z wykonania budżetu gminy zobowiązany jest i tak wójt, więc po co ma to czynić również sołtys. Wracamy zatem do pytania, komu potrzebny jest sołtys? W tym przypadku na pewno nie mieszkańcom, którzy chcieliby raczej dowiedzieć od niego samego, a nie od wójta, na co poszły pieniądze przeznaczone dla sołectwa z budżetu gminy.

Nie dość na tym. Nie zmieniono zapisów sprzecznych z powszechną praktyką przedkładania kolegialnym organom władzy samorządowej projektów podejmowanych przez nie uchwał na piśmie i z wyprzedzeniem dającym czas na zapoznanie się i przeanalizowanie proponowanego rozwiązania, co dotyczy przede wszystkim uchwalania wspomnianego już planu finansowego dochodów i wydatków sołectwa na następny rok budżetowy. Jeśli organem kolegialnym sołectwa jest zebranie wiejskie, to mieszkańcy uprawnieni do głosowania na nim muszą mieć możliwość zastanowienia się nad przedłożonymi do głosowania rozwiązaniami. Powinni też mieć możliwość łatwego dotarcia do projektu uchwały. Stąd propozycja zgłoszona w konsultacjach, aby projekty uchwał zebrania wiejskiego, w tym zawłaszcza projekt planu rzeczowo-finansowego sołectwa na rok następny, rozchodziły się jak najszerzej z wykorzystaniem wszystkich możliwości, jakie ma w tej dziedzinie gmina, do której należą nie tylko przydrożne tablice informacyjne, ale również internetowe portale, których jest właścicielem, i na które idą pieniądze z budżetu gminy.

Oceniając przebieg gminnych konsultacji, jak i ich rezultat, trudno oprzeć się wrażeniu, że ciągle do czynienia mamy z PRL-owską mentalnością prezentowaną przez lokalną władzę. Dla niej jak dawniej liczy się fasada – sołtys, który poopowiada coś ludziom na zebraniu wiejskim, będzie ich „godnie” reprezentował na posiedzeniach rady gminy, a użyteczny będzie przede wszystkim dla swojej władzy zwierzchniej. Dlatego nie trzeba go przemęczać jakimiś sprawozdaniami pisemnymi i projektami uchwał udostępnianymi w dodatku mieszkańcom do wglądu. To kwintesencja jednego z komentarzy autorstwa sekretarz gminy do zgłoszonych uwag.

Wśród tych komentarzy mamy też ciekawą opinię o roli zebrania wiejskiego w rozstrzyganiu spraw sołectwa. Rola ta jakoby maleje wraz z obniżeniem liczby mieszkańców niezbędnej do zgłoszenia wniosku o zwołanie zebrania wiejskiego – z dotychczasowych 5% do 3% uprawnionych do udziału w zebraniu. Jeśli zatem zwiększa się uprawnienia mieszkańców do zwołania zebrania, to obniża się tym samym jego rolę. W projekcie uchwały pozostawiono zatem dotychczasowy próg.

Z kolejnego komentarza dowiadujemy się, że sołtys nie powinien być zobowiązany do przyjmowania mieszkańców, choćby przez godzinę raz w miesiącu w ważnych dla nich sprawach, ponieważ mieszkańcy mogą się z nim kontaktować w miejscu i czasie dogodnym dla obu stron. Można przecież zawsze dopaść sołtysa na polu lub w oborze. W tym samym komentarzu czytamy dalej: W większości sołectw sołtys nie ma innej siedziby niż własny dom, nie można nikogo zobowiązywać do udostępnienia go w celach publicznych. Jeśli tak, to może by to władza gminna umożliwiła sołtysowi przyjmowanie mieszkańców w pomieszczeniach, którymi dysponuje, nie mówiąc już o tym, że oprócz większości sołectw, w których siedziba sołtysa to ich dom, pozostaje jeszcze ich mniejszość, gdzie ta siedziba znajduje się gdzie indziej, i problemu z lokalem do przyjmowania mieszkańców nie ma, a ponadto może sami sołtysi chcieliby z różnych względów przyjmować mieszkańców w swoim domu, byle o to zapytać i uzyskać ich zgodę.

Tego jednak gminna władza zwierzchnia nie zamierza robić, czyniąc z sołectw fasadę wznoszoną, jak w czasach PRL, z nieodłącznym udziałem obywateli uczestniczących w powszechnych wyborach na sołtysa i członków rady sołeckiej. Na ową fasadę składa się kuriozalny wręcz zapis o nielegitymowaniu wyborców, którym wydawane są karty do głosowania. Słowem, wystarczy stawić się przed komisją wyborczą wyłanianą z całą powagą i zastosowaniem wszelkich procedur, i powiedzieć swoje nazwisko, a komisja, bez sprawdzenia tego z dowodem osobistym czy innym dokumentem tożsamości, przyjmuje to nazwisko na wiarę. Dokumentu potwierdzającego tożsamość głosującego komisja może, ale też nie musi, żądać, jeżeli tożsamość wyborcy nie jest znana przynajmniej dwom członkom komisji. Tak trwa zupełnie archaiczna już dziś zasada: my tu sami swoi u siebie po swojemu. I to w gminie odległej od Krakowa zaledwie o 25 kilometrów.

Przejawem fasadowości sołectw jest też wymóg zgłaszania przez kandydata na sołtysa także kandydatów na członków rady sołeckiej. Wymóg taki wziął się stąd, iż – jak czytamy w komentarzu sekretarz gminy na ten temat – było znikome zainteresowanie kandydowaniem do rady sołeckiej. Rada gminy nakazała zatem „zorganizowanie” tych kandydatów przez kandydata na sołtysa. A ci tak zorganizowani kandydaci są wyłącznie kwiatkiem do kożucha, bo – jak poucza kolejny komentarz – rada sołecka nie może zamienić się w narzędzie wywierania presji na sołtysa. Ma być to więc rada doradzająca bez wywierania presji – takie najnowsze „wicie, rozumicie”.

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość pani sekretarz, że w swoich uwagach zaproponowała radnym wykreślenie ze statutu sołectwa obowiązku zgłaszania przez kandydata na sołtysa również kandydatów do rady sołeckiej, zachowując jedynie takie uprawnienie. Nie znalazło się to jednak w sporządzonym przez nią projekcie uchwały rady gminy. Zapewne dlatego, że autorem projektu uchwały jest pan wójt, przedkładający ją radzie.

PRL-owska mentalność, o której już wspomniałem, przebija ze strategii informacyjnej lokalnej władzy. Elementy tej strategii odnajdujemy w statutach sołectw. To minimalizowanie obiegu informacji o urzędowych posunięciach sołtysa. Nie będzie zatem ani wcześniejszego upubliczniania projektów uchwał, które ma przyjąć zebranie wiejskie, w tym sprawozdań z wykonania planu rzeczowo-finansowego i projektu tego planu na następny rok budżetowy, ani obowiązku upubliczniania dokumentów i informacji związanych z bieżącą działalnością sołtysa wszystkim kanałami informacyjnymi, którymi dysponuje gmina. Rozpowszechnianie takie ograniczone jest do absolutnego minimum: na przydrożnych tablicach, w urzędzie gminy i w internetowym Biuletynie Informacji Publicznej. Toteż nie znajdziemy ich choćby na oficjalnej stronie internetowej gminy (BIP jest stroną osobną), ani na pozostałych internetowych portalach, których właścicielem jest gmina, i którymi zawiaduje wójt. Takich postali jest – jak wiadomo – kilka.

W projekcie uchwały przedłożonym radzie gminy przez wójta zabrakło też propozycji zgłoszonej w konsultacjach i zaakceptowanej przez sekretarz gminy, aby sołtys posiadał skrzynkę e-mailową o łatwym do zapamiętania adresie, na którą mieszkańcy mogliby przesyłać wiadomości o sprawach do załatwienia. I w tym przypadku zwyciężyła zasada: im mniej informacji, tym lepiej.

Do czego prowadzi taka mentalność? Generalnie odczuwa się brak kandydatów do pełnienia funkcji nie tylko członka rady sołeckiej, ale i sołtysa. Dowodzi tego m.in. świeża rezygnacja Agnieszki Kowal z funkcji sołtysa Przegini Narodowej. Z tego, co mówi, wynika, że do rezygnacji skłoniła ją właśnie fasadowość funkcji sołtysa, z którym nie liczą się władze gminy, gdy są przez niego nagabywane w sprawach ważnych dla ludzi. Dość powiedzieć, że kiedy skierowała do wójta kilka pism o konieczności ograniczenia zatruwania okolicy przez oczyszczalnię ścieków w Przegini Duchownej, dowiedziała się najpierw ustnie, że jest populistką, a potem że odpowiedzi pisemnej od wójta nie dostanie, bo to jeszcze pogorszyłoby sytuację. Nie godząc się z tym – zrezygnowała.

Projekt uchwały zaakceptowanej przez komisję rady gminy poddany zostanie pod obrady całej rady w najbliższy poniedziałek 27 maja 2019. Teoretycznie radni mogą zaproponowaną przez wójta uchwałę dowolnie zmienić. Na posiedzeniu rady mogą też wypowiadać się mieszkańcy gminy, jak również sołtysi.  Jedynie większe zainteresowanie uchwałą z tej strony doprowadzić może do jakichś zmian.                       Władysław Tyrański

Author: WgCZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

74 − = 68