Wybory wójta w gminie Czernichów: „urzędnik fachowiec” kontra „dobra kobieta”

Odbyła się uroczysta sesja Rady Gminy Czernichów (21 września 2020), na której ślubowanie złożyła nowo wybrana wójt gminy Danuta Filipowicz, rozpoczynając tym samym swoją 3-letnią kadencję na tym stanowisku. Filipowicz wygrała przedterminowe wybory ogłoszone po śmierci poprzedniego wójta Szymona Łytka rządzącego gminą przez 14 lat. Jej kontrkandydatem w drugiej turze wyborów był Michał Pierzchała.

W kampanii wyborczej tych dwoje kandydatów stoczyło naturalny w tej sytuacji pojedynek wizerunkowy. Na finiszu rywalizacji, czyli w drugiej turze wyborów, mieszkańcy gminy mieli do wyboru dwa wyraziste profile. Michał Pierzchała z Wołowic prezentował się jako fachowy urzędnik z dużym doświadczeniem zawodowym i sporych koneksjach wśród urzędniczej elity małopolskiego urzędu marszałkowskiego, gdzie pracuje. Jego rywalka, Danuta Filipowicz z Rybnej, chciała, żeby ją postrzegano jako osobę troszczącą się o sprawy zwykłych ludzi w gminie, wysłuchującą każdego, kto chce jej coś o tych sprawach powiedzieć. A więc pojedynek „urzędnik fachowiec” kontra „dobra kobieta”. Werdyktem wyborców zwyciężyła Filipowicz.

Można dopatrywać się w tym odrzucenia przez mieszkańców dotychczasowego sposobu zarządzania gminą. Co prawda, Pierzchała deklarował publicznie, że ów sposób zarządzania radykalnie zmieni, a nawet krytykował wprost wójta Łytka, m.in. za bierność w pozyskiwaniu funduszy zewnętrznych na potrzeby gminy, jednak mimo to odbierany był jako jego kontynuator, co potwierdzał kreowany przez niego w kampanii jego wizerunek własny. To – jako się rzekło – wizerunek „urzędnika fachowca” za jakiego chciał też uchodzić wójt poprzedni. Ponadto Pierzchała zyskał poparcie 9 radnych gminy (z 15), którzy wystąpili w jego spocie wyborczym, trzymając w rękach plansze z hasłami wyborczymi „ich” kandydata. A w mowie potocznej ta rada nazywana była przecież „drużyną Łytka”, ponieważ aż 14 radnych kandydowało w ostatnich wyborach samorządowych w 2018 roku z listy komitetu wyborczego swojego „kapitana”.

Tak więc sposób zarządzania gminą przez wójta Łytka przypisywany był przez sporą część mieszkańców Pierzchale, co osłabiało jego dwa niewątpliwe atuty: wieloletnią praktykę urzędniczą na kierowniczych stanowiskach oraz poparcie większości radnych rady gminy. Do tego doszło jeszcze to, że wszyscy dowiedzieli się od Zbigniewa Biernata, pełniącego czasowo funkcję wójta, o tragicznym stanie finansów gminnych (46 mln zadłużenia) i innych przypisywanych zmarłemu wójtowi nieudanych przedsięwzięciach, jak galopujący wzrost opłaty za wywóz śmieci, trująca środowisko naturalne oczyszczalnia ścieków w Przegini Duchownej, której modernizacja od kilku lat utknęła w miejscu, czy budowa szkoły w Czernichowie rozpoczęta bez zapewnienia finansowania inwestycji spoza budżetu gminy, który w żadnym przypadku nie był w stanie jej udźwignąć.

Do wizerunku Pierzchały przylgnęły też obawy wielu mieszkańców, że przejmie on po wójcie Łytku stworzony przez niego „układ” korzystny dla miłych mu 3-4 lokalnych firm zajmujących się budową i remontami dróg. Szeptano, że za kandydatem z Wołowic stoi owo „lobby drogowe”, które w dodatku ma jakieś niezapłacone jakoby przez gminę rachunki na kilkaset tysięcy złotych za roboty wykonane za czasów wójta Łytka „na gębę”, czyli bez wymaganej przepisami umowy.

Kontynuację „starego układu” uprawdopodobniał ogłoszony w kampanii pomysł kandydata na obniżenie opłaty za wywóz śmieci. Stałoby się to wskutek wejścia prywatnych przedsiębiorców w konsorcjum z gminą – wejścia – jak to ujął w swoim programie wyborczym – „z kapitałem sprzętowym i osobowym”. Można się domyślać, że chodzi o tzw. partnerstwo publiczno-prywatne, formułę prawną pozwalającą czerpać podmiotom prywatnym zyski przedsięwzięć podejmowanych wspólnie z podmiotami publicznymi w zamian za poniesienie części kosztów wspólnego przedsięwzięcia. Jednak, jak piszą specjaliści od formuły partnerstwa publiczno-prywatnego, jedną z jej słabych stron jest mała odporność na korupcję.

Zupełnie odmiennie prezentowała się Danuta Filipowicz. Dla wyborców chciała być przede wszystkim „dobrą kobietą”, a nie urzędnikiem. Krytykowała na przykład urząd gminy, nie tylko tak jak jej konkurent za brak skuteczności w zdobywaniu funduszy unijnych, lecz bardziej za lekceważenie przez urzędników „spraw ludzkich”, o czym świadczyła opieszałość w ich załatwianiu oraz częsty brak odpowiedzi na pisma kierowane przez mieszkańców do gminy. Tym mogła zaskarbić sobie przychylność „prostych” mieszkańców głuchych na argument przeciwników, iż nie ma ona żadnego doświadczenia urzędniczego, bo przez ostatnie lata, prowadząc własną działalność gospodarczą, zajmowała się zawodowo promocją firm.

Filipowicz nie zdołała też pozyskać gminnych radnych, którzy opowiedzieli się po stronie jej konkurentów. Okazało się, że czym innym były oznaki sympatii odbierane przez nią ze strony radnych przed wyborami, a czym innych posiadająca o wiele większe znaczenie deklaracja poparcia w trakcie kampanii wyborczej. Brak poparcia radnych był drugim minusem Filipowicz w rozgrywce wyborczej, ponieważ przywodził na myśl przykry epizod w historii gminy sprzed 14 lat, kiedy w ostry konflikt z radą popadł jej ówczesny wójt Zbigniew Morawski, co skończyło się jego odwołaniem przez premiera.

Ale utwierdzało to kreowany przez kandydatkę wizerunek własny jako osoby gotowej na zerwanie „starego układu” w gminie. Gotowość tę manifestowała, chwaląc wprowadzony dopiero co przez urząd gminy regulamin zamówień publicznych o wartości poniżej 30 tys. euro, czemu przez wiele ostatnich lat przeciwstawiał się wójt Łytek, argumentując, że utrudni mu to zarządzanie gminą. Być może teraz to zarządzanie stało się nieco trudniejsze, ale pojawiły się pierwsze sygnały o wykonawcach spoza dotychczasowej stałej listy preferencyjnej wójta, którzy okazali się tańsi od tamtych.

Nowy sposób zarządzania proponowany przez kandydatkę utwierdzać miał transparentność urzędu gminy. W tym duchu Filipowicz rzuciła pomysł stworzenia publicznego rejestru wszystkich umów zawieranych przez gminę z podmiotami zewnętrznymi na dostawy, roboty i usługi, a także publikowanie na bieżąco kalendarza ważniejszych spotkań wójta. Inne jej hasło z tego koszyka to większe „uspołecznienie” gminy, a zwłaszcza sołectw, przez stworzenie narzędzi do realizacji przez nie tzw. budżetu obywatelskiego.

Zgodnie z tą linią programową miałaby zostać rozwiązana sprawa rosnącej opłaty za wywóz śmieci. Jej obniżenie z 35 do 20-25 zł od osoby miesięcznie zapewnić by miała nowo powołana spółka z o.o. będąca całkowicie własnością gminy. To formuła władania majątkiem gminnym o wiele bardziej przejrzysta niż partnerstwo publiczno-prywatne preferowane przez kontrkandydata. Trzeba jednak powiedzieć, że założenie spółki gminnej wiąże się z poniesieniem kosztów jej powołania i początkowego wyposażenia, a decyzja w obu sprawach należy do rady gminy. Przy negatywnym nastawieniu radnych ten projekt może upaść.

Niezależnie od powyższych różnic wizerunkowych między dwojgiem kandydatów, jacy znaleźli się w drugiej turze wyborów,  powiedzieć można, że oboje byli z PiS-u. Michał Pierzchała miał ciche poparcie struktur powiatowych Prawa i Sprawiedliwości, jednak bez poparcia oficjalnego, ponieważ utworzył własny komitet wyborczy, a takim komitetom PiS nie udziela poparcia. Partyjne wsparcie dla niego ze strony PiS-u było jednak przysłowiową tajemnicą poliszynela, a unosząc się na tej fali Pierzchała zapowiadał nawet na pierwszym swoim spotkaniu wyborczym oddłużenie gminy przez premiera Morawieckiego. Inną publiczną tajemnicą były krążące po gminie wiadomości o społecznym zapleczu tego kandydata – wspomniane już gminnym „lobby drogowym”.

Uchodząca w opinii mieszkańców za „kandydatkę z PiS-u” Danuta Filipowicz, którą była oficjalnie w 2018 roku, wystartowała obecnie pod szyldem własnego komitetu wyborczego bez oficjalnego poparcia PiS. Uzyskała jednak rekomendację dla swojego kandydowania od posłanki PiS ze Skały Elżbiety Dudy oraz wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, chociaż niespecjalnie się z tym afiszowała. Wymienieni mieli przyjechać na spotkanie do Rybnej, ale się tam nie pojawili.

Społecznym zapleczem dla Filipowicz jest jej komitet wyborczy liczący w momencie powołania go ponad 30 osób. To nowość, bo ustawowy wymóg to zaledwie 5 osób. Tak liczny komitet świadczyć miał o zamiarze współdziałania kandydatki z jak najszerszą reprezentacją mieszkańców gminy. Miałem okazję obserwować to współdziałanie, ponieważ byłem członkiem komitetu. Z czasem wyłoniła się z niego kilkuosobowa grupa entuzjastów wykonujących działania kampanijne. Szczególnym miejscem ich aktywności stał się fecebook, gdzie ostro zwalczali tzw. hejt i konta fejkowe, z których podszywający się pod fałszywe nazwiska hejterzy uskuteczniali „brudną” kampanię względem Filipowicz. Można było przeczytać na przykład taki wpis: „Remigiusz Dyduła Mieszkaniec Gminy. Bardzo proszę o przedstawienie się z imienia i nazwiska. Nie dyskutuję z ludźmi, którzy są anonimowi. Ja działam jawnie na rzecz poprawy sytuacji i tego też oczekuję od innych.

Deklaracja godna pochwały, tyle że Remigiusz Dyduła z Przegini Narodowej, działał w przeszłości nie całkiem jawnie, bo jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie „Jacek” (Inwentarz archiwalny IPN –https://inwentarz.ipn.gov.pl/showDetails?id=1988834&q=&page=421&url=[grupaAktotworcyId=3|aktotworcaId=3977|podzespolId=9677|typ=3])

 „Pozyskany” został, jak pisze jego oficer prowadzący por. Adam Profic, w czerwcu 1986 roku „na zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej”. Cokolwiek oznaczało to w esbeckim żargonie, to oficer prowadzący dał taką oto charakterystykę kandydata na tajnego współpracownika: „Kandydat chętnie i szeroko udziela odpowiedzi na stawiane mu problemy. Posiada cechy człowieka zaangażowanego, któremu zależy na poprawie sytuacji w miejscu pracy. Na podstawie zebranych materiałów stwierdzam, iż posiada on odpowiednie predyspozycje na t.w.”. Nie zachowała się jego teczka pracy zniszczona prawdopodobnie przez służby generała Kiszczaka w 1989 roku, ale i powyższa charakterystyka jest dość wymowna. Zresztą sam Dyduła nazywał siebie publicznie „starym solidaruchem”, czyli tak jak komuniści w PRL nazywali ludzi „Solidarności” w odwecie za przezwisko „stary komuch”, jakie wprowadziła w obieg opozycja antykomunistyczna.

Dawny agent SB był jednym z dwóch członków komitetu wyborczego Filipowicz wyróżnionych przez nią osobistym zaproszeniem na sesję rady gminy, podczas której składała ślubowanie. Wyróżnienie polegało na tym, że ze względu na ograniczenia pandemiczne nowa wójt mogła zapewnić wejście do sali obrad tylko dwu osobom. Z tego powodu nie dostał się tam Janusz Starowicz z Rusocic, pełnomocnik PiS w gminie Czernichów, który uczestniczył w ślubowaniu, stojąc przed budynkiem urzędu gminy.

Filipowicz udało się zapewnić wejście jeszcze dwu innym osobom z PiS-u: staroście krakowskiemu Wojciechowi Pałce oraz posłance z Małopolski Elżbiecie Dudzie, którzy przybyli na sesję, nie mając zaproszenia od przewodniczącego rady Zbigniewa Kędzierskiego. Przewodniczący powitał ich i podziękował za przybycie, ale w czasie sesji nie udzielił im głosu. Tym samym nie otrzymali szansy na złożenie publicznie obietnicy, że będą wspierać nową wójt w zdobywaniu pieniędzy dla gminy ze źródeł zawiadywanych przez partię rządzącą – rządowych i samorządowych.                                Władysław Tyrański

“Drużyna Danuty Filipowicz” z posłanką Elżbietą Dudą przed urzędem gminy Czernichów (od lewej): Janusz Starowicz (Rusocice), Anna Młynarczykowska (Przeginia Duchowna), Beata Kuć-Koziołek (Przeginia Duchowna), Agnieszka Kowal (Przeginia Narodowa), Agnieszka Klimkowicz (Przeginia Duchowna), Janusz Kapusta (Rybna), Elżbieta Duda, Kamil Paszcza (Rusocice), Stanisław Gancarz (Rusocice), Remigiusz Dyduła (Przeginia Narodowa)
(zdjęcie z profilu na FB Elżbieta Duda Poseł na Sejm RP)

Author: WgCZ

1 thought on “Wybory wójta w gminie Czernichów: „urzędnik fachowiec” kontra „dobra kobieta”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 48 = 57