Rozmowa WgCZ: prof. Jerzy Bralczyk analizuje hasła wyborcze pięciorga kandydatów na wójta gminy Czernichów

W wyborach przedterminowych wójta gminy Czernichów w dniu 30 sierpnia 2020 rywalizować będzie pięcioro kandydatów. Każdy z nich prezentuje się na plakatach wyborczych, przedstawiając wyborcom swoje hasło kreujące jego wizerunek. Analizy tych haseł dokonał dla WgCZ językoznawca Jerzy Bralczyk, zajmujący się od lat językiem propagandy politycznej. Otrzymał on zestaw haseł wyborczych kandydatów na wójta gminy Czernichów z ich plakatów wyborczych wywieszonych na tablicach informacyjnych na obszarze gminy. Hasła należące do poszczególnych kandydatów ułożone zostały w kolejności alfabetycznej ich nazwisk, jednak bez podania tych nazwisk. Do haseł dodano nazwy komitetów wyborczych kandydatów, którzy oznaczyli swój komitet nazwą kreującą ich wizerunek, a nie wyłącznie swoim nazwiskiem.

Oto hasła wyborcze poszczególnych kandydatów: (nr 1) Danuta Filipowicz – „Pytam i dociekam, wysłuchuję wszystkich”; (nr 2) Karolina Kosińska – „Blisko ludzi, kandydat niezależny na wójta”; (nr 3) Andrzej Nawrocki – „Andrzej Nawrocki wójt naszych wspólnych spraw, kandydat niezależny na wójta”; (nr 4) Marian Paszcza – „Moje zobowiązanie 200 zł dopłaty do leków dla seniorów” KWW Komitet Samorządowy Mariana Paszczy; (nr 5) Michał Pierzchała – „Rozwój, stabilizacja, współpraca. Proponuję realne rozwiązania – bez pustych obietnic, wspólnie z mieszkańcami dla rozwoju naszej gminy” KWW Wspólnie dla gminy Czernichów.

Władysław Tyrański: Kandydaci mówią w swoich hasłach wyborczych to, co mówią, ale czy przez to przekazują coś jeszcze? Na przykład jakieś informacje o sobie. Czy pan profesor, używając swojego profesorskiego umysłu, może to odkryć w tym przekazie?

Jerzy Bralczyk: Kandydat pierwszy, który pyta i docieka, i jeszcze do tego wysłuchuje wszystkich mógłby zostać jakimś powiernikiem ludzi, spowiednikiem, a nie wójtem, bo prawdziwy wójt powinien raczej sam odpowiadać na pytania i reagować. Co z tego, że każdego wysłucha?

Drugi kandydat, przedstawiający się jako niezależny, jeśli będzie blisko ludzi, to już całkiem niezależny nie będzie. Wartość niezależności jest podkreślana przez dwóch kandydatów, tak jakby ta niezależność była wartością samą w sobie.

Obaj nie mówią jednak, od czego mają być niezależni.

To tak jakby kandydat był niezależny sam dla siebie, co też nie jest dobre, bo powinien być zależny od wyborców. On powinien robić to, co oni będą sobie życzyć. A tu niezależność tak się absolutyzuje.

Czy to oznacza, że ci dwaj kandydaci wyrażają się nieściśle?

To oznacza tylko tyle, że słowo „niezależność” uchodzi za dobre propagandowo. Przede wszystkim pokazuje, że według powszechnego mniemania ludzie nie lubią wszelkich partii politycznych, jakichkolwiek.

A może nie lubią zależności jakichkolwiek?

Tak, na przykład od lokalnych układów. Najczęściej jednak oznacza to w kontekście politycznym czy parapolitycznym – „nie jestem z żadnej partii”. To jest tłumaczenie słowa „niezależny” na użytek kampanii wyborczej. W czasie niedawnej kampanii prezydenckiej można było powiedzieć: ten kandydat jest z PiS, ten z PO, a Hołownia jest niezależny.

Dodam, o czym pan profesor nie wie, że żaden z kandydatów na wójta gminy Czernichów nie ma oficjalnego poparcia ze strony jakiejś partii politycznej.

Widać zatem, że dwaj kandydaci „niezależni” szczególnie to podkreślają.

Kolejny kandydat to „wójt naszych spraw”.

To nie jest powiedziane dobrze po polsku. Można być prezydentem Polaków, można być prezesem rady ministrów, ale czy można być premierem jakichś spraw? Albo prezydentem spraw, albo starostą spraw? No, nie. To jest za duży skrót myślowy. Kandydatowi chodzi o to, że gmina to jest nasza wspólna sprawa i że ten przyszły wójt będzie, jak ta „nasza wspólna sprawa”.

Kandydat chyba sparafrazował hasło wyborcze Andrzeja Dudy „Prezydent polskich spraw”, które miejscowym wyborcom się dobrze kojarzy. W gminie Czernichów w ostatnich wyborach prezydenckich wygrał wyraźnie Andrzej Duda.

Jego hasło to są trzy słowa: nasz – kojarzy się dobrze ludziom „naszym”, ale źle tym, którzy nasi nie są. Jak ktoś mówi o kimś  „nasz”, to ja o nim myślę „wasz” albo „ich”. To jest ryzykowne. Żeby tego skutecznie użyć, kandydat powinien mieć duży wspólny punkt wyjścia (proponuję: być przypisywany do szerokiej wspólnoty), żeby można powiedzieć o nim „nasz”, czyli całej wioski czy gminy. „Wspólny” łagodzi trochę ryzyko użycia w haśle „naszości”. Wspólna sprawa jest ciągle dobra. Była kiedyś taka spółdzielnia inwalidów „Wspólna Sprawa”. To może ciągle taki inwalida (proponuję: taka pozytywna konotacja).

Od inwalidów przejdźmy do seniorów.

Sam jestem seniorem, więc kandydat czwarty mi się podoba. Przedstawia jako swoje hasło konkretne zobowiązanie – dwieście złotych dopłaty do leków dla seniorów. Nic więcej, tylko jeden punkt. Czasem tak się robi w kampanii. Kiedyś w dawnych czasach Korwin-Mikke starował na prezydenta Polski i miał tylko jedno hasło: „benzyna po dwa złote”. I nic więcej.

Tylko że Korwin-Mikke nie zamierzał chyba dopłacać do tej benzyny z budżetu państwa?

Nie, nie.

A w przypadku tego kandydata dopłaty mają być z budżetu gminy.

No, oczywiście, ale z budżetu gminy finansuje się różne rzeczy, pielgrzymkę też na Jasną Górę.

Teraz ja mówię: nie, nie.

Dla mnie istotne jest konkretne zobowiązanie się kandydata – 200 złotych dla seniorów w formie dopłaty do leków. Ten konkret będzie przez wyborców dobrze przyjęty. I jeszcze jedno: jak rozliczyć innego kandydata ze zobowiązania co do naszych wspólnych spraw? Nie można. Albo kolejnego kandydata z realizacji hasła „blisko ludzi”? Nie da się rozliczyć. A zobowiązanie konkretne jest od razu do rozliczenia.  Ten kandydat na wójta pokazuje: będziecie mogli mnie rozliczyć. Konkret zwykle wypada dobrze. Ale teraz pytanie, czy gmina jest wiekowo „stara” czy „młoda”?

To przecież tzw. czysty populizm tak potępiany przez nasze światłe elity.

Populizm jest absolutnie wszędzie, w każdym haśle wyborczym.

Ale tu mamy jego maksymalną dawkę.

Dlaczego?

No, bo mieliśmy 500 plus państwowe, a teraz 200 plus gminne ogłoszone wprost na plakatach wyborczych kandydata. Czy to nie jest osławione „kupowanie głosów”, co zarzuca się partii rządzącej?

Nie uważam, żeby każdy program finansowy „plus” był oznaką populizmu. Wszystko, co proponują wyborcom kandydaci, jest kupowaniem głosów. Różnią się miedzy sobą tym, że jedni mówią niekonkretnie, a tu mamy konkret.

Mniej konkretny jest ostatni kandydat.

Kandydat nr 5 – jest bardzo zabawny przez zestawienie w sowim haśle rozwoju i stabilizacji. Chciałby, żeby w jego gminie był rozwój i jednocześnie stabilizacja. To jakby powiedzieć: „dalszy postęp”. To jest dwa w jednym, bo powinien być albo rozwój, albo stabilizacja. Zazwyczaj myślimy o rozwoju jako dynamice, przyszłości, ruchu, a o stabilizacji jako stagnacji, zachowaniu tego, co jest, jako braku ryzyka. Rozwój to potrzeby poznawcze, stabilizacja to potrzeby bezpieczeństwa. Jeśli ktoś łapie te dwie sroki za ogon, które lecą w przeciwne strony, to może oczywiście złapać na to i jednych, i drugich, tych, którzy chcą zmian i tych którzy chcą spokoju, tak przynajmniej, wydaje się, że ten kandydat by chciał. To tak jak firma, która miała hasło: „Z tradycją w przyszłość”. A jeszcze do tego „współpraca”, która ma się do całości hasła, jak pięść do nosa. Na dodatek kandydat proponuje jeszcze „realne rozwiązania”, jakby inni kandydaci proponowali rozwiązania nierealne. Doświadczenie uczy, że jeśli ktoś w swojej propagandzie podkreśla realność, to sam w nią wątpić może. Kolejna deklaracja „bez pustych obietnic”, kojarzy mi się z hasłem: „Żadnych haseł – tylko fakty”. „Puste obietnice” u tego kandydata  mogą zabrzmieć jako puste obietnice właśnie jego. To jest dość długi samoopis kandydata podobający mi się najmniej.

To kandydat, który przedstawił najdłuższe hasło. Do kogo chce w ten sposób trafić?

Ja jestem człowiek ze wsi, u nas na Mazowszu takie rzeczy by nie przeszły. Prawdę mówiąc, te wszystkie hasła mówią o niczym.

Czy da się jednak po treści i formie tych haseł określić orientację ideową kandydata?

Sztaby kandydatów zastanawiają się, co się wyborcom może podobać. Obserwuję pewne bardzo pozytywne zjawisko. Ponieważ hasła wyborcze nie znaczą, według mnie, nic dla tych, którzy je formułują, to one też nie znaczą nic dla odbiorców. Wygra ten kandydat, który jest bardziej znany, który ma więcej kolegów, dobrych sąsiadów, którzy go lubią, ten o którym dobra plotka pójdzie w lud, a hasła wyborcze mają coraz mniejsze znaczenie i dla kandydatów, i dla wyborców. Jeżeli rywalizowałoby ze sobą tylko dwóch kandydatów, to przedstawiane przez nich hasła wyborcze mogą mieć większe znaczenie, bo jeden będzie mówił na przykład „przyszłość”, a drugi „tradycja”, albo jeden będzie mówił „młodzi”, a drugi „starzy”, jeden będzie mówił „wojsko”, a drugi „oświata”. Wtedy toby coś znaczyło. A tutaj wszyscy mówią cokolwiek. W tej chwili hasła wyborcze nie świadczą o niczym poza pijarowskim pomysłem. Niezależnie od idei i ideologii każdy sztab wyborczy poluje na sformułowania, które mogą się publiczności spodobać.

A zatem, czy ma sens wymyślanie i propagowanie haseł wyborczych?

Sens jakiś jest, bo na przykład trzeba się jakoś ubrać, żeby wyjść na ulicę, trzeba założyć czapkę, jedni zakładają taką czapkę, inni inną, ta będzie w ich mniemaniu podobała się bardziej, a ta mniej. Ostatecznie można mieć też hasło: „Bez żadnego hasła”.

Podsumujmy: jaki wizerunek wyłania się zdaniem pana profesora z przeanalizowanych haseł wyborczych?

                Jak już powiedziałem kandydat nr 1 kreuje się na powiernika wyborców. Nie mówi jednak, po co mu ta wiedza, co z nią zrobi. Spowiednik musi na przykład zachować ją wyłącznie dla siebie. Przy kandydacie nr 2 trzeba zapytać, jaki człowiek chce być blisko ludzi, ale też chce być niezależny. Jest tu pewna sprzeczność. Kandydat odwołuje się do negatywnego stereotypu wyniosłej władzy, która nikogo nie słucha, a on, niczym Harun ar-Raszid, bohater „Księgi tysiąca i jednej nocy”, kalif Bagdadu z VIII wieku, wchodzi w lud w przebraniu kupca lub żebraka, z nim konwersuje i jego słucha, z ludźmi się stowarzysza i brata jako jego dobroczyńca. Z kolei kandydat nr 3 – „wójt naszych wspólnych spraw” objawia wyborcom, że chce być liderem, przywódcą społeczności, niezależnym przywódcą, wójtem jej spraw. Kandydat nr 4 to handlarz. Robi z wyborcami handelek – dam dwieście seniorom na leki. On wie, że trzeba dać, żeby wygrać. Ostatni kandydat nr 5 jest rozkojarzony. Chciałby i rozwijać, i stabilizować, i współpracować, i jest realny, ale wiadomo, że gdy mówi o swoim realizmie, to jakby trochę w tę swoją realność wątpił. Podobnie mówi się o „realnej rzeczywistości”. Taki pleonazm zawsze budzi nieufność. Jeśli kandydat prezentuje się jako  „naprawdę prawdziwy”, to w odbiorze może okazać się nieco fałszywy.

Jerzy Bralczyk, profesor nauk humanistycznych, polonista, językoznawca, wykładał retorykę w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie oraz na Uniwersytecie Warszawskim, wiceprzewodniczący Rady Języka Polskiego.

Author: WgCZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 + 2 =