Radny Robert Jaros prawomocnie skazany – będą wybory uzupełniające do rady gminy Czernichów

Przed krakowskim sądem apelacyjnym zakończył się 16 września 2021 proces Roberta Jarosa, radnego gminy Czernichów z Wołowic, oskarżonego przez prokuraturę dla Krakowa-Krowodrzy o przestępstwo z art. 24f ust. 1 ustawy o samorządzie gminnym polegające na pełnieniu funkcji pełnomocnika firmy Krakus-Bis należącej do jego żony, która to firma wykonywała zlecenia gminy Czernichów na roboty drogowe. Jak ustaliła prokuratura, radny pełnił taką funkcję na podstawie ustnego upoważnienia od swojej żony, ale nie informował o tym w swoich oświadczeniach majątkowych składanych corocznie przez radnych. Dotyczy to lat 2014-2016.

Tak więc po blisko pięciu latach od popełnienia przestępstwa sąd wymierzył prawomocnie radnemu ostateczną już karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, 3-letni zakaz pełnienia funkcji w organach samorządu terytorialnego, a ponadto karę grzywny w wysokości 4 tys. zł, ponad 2 tys. zł kosztów sądowych plus dodatkowo ponad tysiąc złotych kosztów sądowych z tytułu wniesienia apelacji.

Tym samym sąd apelacyjny pod przewodnictwem sędziego Sławomira Nogi podtrzymał w pełni wyrok sądu wydany w pierwszej instancji. Sąd apelacyjny nie miał żadnych zastrzeżeń zarówno do prawidłowości ustalenia przez sąd pierwszej instancji stanu faktycznego związanego z oskarżeniem, jak i do oceny faktów ustalonych na podstawie zeznań świadków. Z zeznań tych wynika, że Robert Jaros nie tylko podpisywał dokumenty w imieniu firmy swojej żony (umowy, faktury, protokoły obioru robót), ale reprezentował nieraz tę firmę na placu budowy – dawał wskazówki pracownikom, jak mają wykonać robotę (zeznania Jarosława Musiała i Jacka Podgórskiego), pilnował postępu prac, dokonywał odbioru robót. Gminni urzędnicy Barbara Grzybek i Józef Gibek potwierdzili to pośrednio, zeznając, że dawali Jarosowi „grzecznościowo” faktury dla żony, a on przynosił je potem podpisane, co prawda nie przez żonę, ale przez niego samego, ale tego, kto faktury podpisał, już nie sprawdzali. (relacja filmowa z ogłoszenia wyroku sądu apelacyjnego)

Sąd pierwszej instancji nie zajął się wątkiem pobocznym sprawy Jarosa przewijającym się w aktach, tj. darowizną Jarosa w wysokości 13-14 tys. zł dla klubu sportowego Piast Wołowice na jego jubileusz 70-lecia w 2017 roku. Jak zeznał w sądzie  prezes klubu Grzegorz Boroń, radny Jaros pokrył koszty koncertu zespołu disco polo zorganizowanego z okazji jubileuszu, ponieważ klub nie miał na to pieniędzy. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Robert Jaros wykazywał wtedy w oświadczeniach majątkowych radnego miesięczny dochód w wysokości około tysiąca złotych, równy diecie radnego deklarowanej jako jego jedyne źródło utrzymania. Skąd zatem miał pieniądze na tak hojną darowiznę dla klubu? Bardzo możliwe, że ze źródeł niewykazanych w oświadczeniach, co jest naruszeniem kolejnego paragrafu kodeksu karnego, ponieważ podanie w oświadczeniu nieprawdy lub zatajenie prawdy powoduje – zgodnie z art. 24l ustawy o samorządzie gminnym – odpowiedzialność na podstawie art. 233 §1 kk penalizującego zatajenie prawdy lub zeznanie nieprawdy w postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy. Ten wątek sprawy sąd jednak pominął.

Okoliczności, w jakich proces się toczył, pokazują, jak funkcjonuje tzw. Polska gminna. Pocieszające jest to, że wbrew potocznemu odczuciu wymiar sprawiedliwości jakoś działa, uderzając w lokalne układy. Prokuratura odkryła przestępstwo i wystąpiła do sądu z aktem oskarżenia, sąd ustalił okoliczności zdarzenia i wydał wyrok. Inna sprawa, że prokuratura zadziałała dopiero po zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, jakie wpłynęło od trzech radnych: Jacka Podgórskiego z Rybnej, Marcina Nowaka i Konrada Świadka (obaj z Kamienia). Gdyby tego wniosku nie było, najprawdopodobniej nie byłoby też sądowego procesu.

Jednak wymieniona trójka radnych nie zainicjowała sprawy, ale wykorzystała fakty ujawnione wcześniej przez kogoś innego – mieszkańca Wołowic Jarosława Musiała, który złożył do CBA zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ówczesnego wójta gminy Czernichów Szymona Łytka, które miało polegać na nieuzasadnionym dzieleniu większych zamówień publicznych na mniejsze, aby uniknąć procedury przetargowej obowiązkowej przy zlecaniu dużych zamówień. CBA odmówiło podjęcia postępowania, ale przy okazji Musiał zauważył, że na umowach zawieranych z gminą przez firmę Krakus-Bis widnieje znany mu skądinąd podpis Roberta Jarosa, a nie jego żony, która była jedynym właścicielem firmy. Kiedy wyszło to na jaw, żona zeznała w prokuraturze, że faktycznie mąż popisywał faktury, bo miał jej ustne pełnomocnictwo. Tego jednak zabrania radnemu ustawa o samorządzie gminnym pod groźbą utraty mandatu. I właśnie o ściganie tego przestępstwa zwróciła się do prokuratury Kraków-Krowodrza wspomniana wyżej trójka radnych.

Jeden z nich, Jacek Podgórski, zeznawał przed sądem, że aktywność Roberta Jarosa odnośnie remontów i modernizacji gminnych dróg była nadzwyczajna. Mówił, że radny jeździł na oglądanie robót, wiedział zawsze co i gdzie będzie robione. Uczestniczył też w posiedzeniach komisji rolnictwa i komisji inwestycji rady gminy, mimo że nie był członkiem tej ostatniej, bo na tych posiedzeniach pojawiały się tematy remontu dróg gminnych. Jeśli taki temat się w urzędzie gminy pojawił, to już było wiadomo – mówił w sądzie Podgórski – że zlecenie bez przetargu dostanie firma Krakus-Bis. Było to tak naturalne – zeznawał Podgórski – że w mojej głowie się zupełnie zatarło, że radny nie może tak działać na rzecz jakiejś firmy, która dostaje zlecenia od gminy.

Po tzw. „Polsce gminnej”, w tym również po gminie Czernichów, często krążą pogłoski o lokalnych „przekrętach” o znamionach przestępstw, ale nie są one ścigane, ponieważ nie znajdzie się jednego sprawiedliwego, który odważyłby się złożyć zawiadomienie o tym do prokuratury czy CBA. Wobec tego nie są inicjowane śledztwa w sprawach, o których huczy nieraz cała wieś. Jednak w przypadku przestępstwa Jarosa sprawiedliwych znalazło się aż trzech.

Po drugiej stronie barykady znaleźli się inni radni, wśród nich sam przewodniczący rady Zbigniew Kędzierski, którzy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ich kolega z rady naruszył prawo, w związku z czym powinni podjąć wobec niego jakieś działania restrykcyjne. Uznali, że nie dotyczy ich ustawowy przepis o wygaszeniu przez radę mandatu radnego, który naruszy art. 24f ustawy o samorządzie gminnym. Musiał wkroczyć wojewoda małopolski Piotr Ćwik, który w trybie nadzoru nad działalnością gminy miał prawo wygaszenia tego mandatu z urzędu. W efekcie Jaros sam z mandatu zrezygnował.

W procesie Jarosa zeznawał też Zbigniew Kędzierski. Słuchając go można było odnieść wrażenie, że przewodniczący rady gminy Czernichów zupełnie stracił pamięć. Nie pamiętał na przykład, o co chodziło z pełnomocnictwem żony dla Jarosa, ani o powodach rezygnacji Jarosa z mandatu radnego. Niby coś słyszał, coś mu się o uszy obiło, ale szczegółów nie pamięta. Nie sprawdził też, czy Jaros wykazał w swoim oświadczeniu majątkowym radnego źródło dochodu na sfinansowanie darowizny dla klubu Piast Wołowice, bo najpierw było na to za wcześnie (przed złożeniem oświadczenia radnego za dany rok kalendarzowy), a potem do tego już nie wrócił.

To już drugi poboczny wątek „karny” sprawy Jarosa, ponieważ przewodniczący rady gminy zobowiązany jest ustawowo do kontroli oświadczeń majątkowych pozostałych radnych, a gdy odkryje w tych oświadczeniach zatajenie prawdy, jak na przykład niepodanie przez radnego wszystkich źródeł dochodu, ma obowiązek poinformować o tym radę w składanej corocznie „Informacji z dokonanej analizy oświadczeń majątkowych radnych gminy Czernichów”. Jednak w „Informacji” przewodniczącego rady z wykonania kontroli oświadczeń radnych za rok 2017 nie ma żadnych zastrzeżeń do oświadczenia radnego Jarosa.

Szkoda, że sąd nie zajął się wymienionymi dwoma wątkami pobocznymi sprawy, tj. ustaleniem odpowiedzialności przewodniczącego rady za wprowadzenie w błąd pozostałych radnych co do prawdziwości oświadczeń majątkowych Roberta Jarosa. W pierwszym przypadku chodzi o niezgłoszenie zastrzeżeń do oświadczenia radnego, kiedy ten przyznał się publicznie na posiedzeniu komisji prawno-statutowej 24 maja 2017 roku, w obecności Kędzierskiego, do tego, że faktycznie pełnił funkcję pełnomocnika firmy swojej żony. W drugim przypadku chodzi o nienależyte skontrolowanie oświadczenia tego radnego za 2017 rok, gdy Kędzierski miał już wiedzę o dokonaniu przez Jarosa darowizny dla klubu Piast Wołowice. O pierwszej sprawie napisałem już na tych łamach tekst pod wymownym tytułem: Radnego gminy Czernichów osądzi sąd. A kto skontroluje przewodniczącego rady gminy? Teraz dowiadujemy się, że już po raz drugi doszło do takiego wprowadzenia w błąd rady gminy przez jej przewodniczącego.

To pokazuje, jak duża była niechęć części czernichowskich radnych do napiętnowania kolegi z rady. Na wspomnianym posiedzeniu komisji prawno-statutowej banalizowano sprawę, nazywając czynności wykonywane przez Jarosa jako pełnomocnika firmy Krakus-Bis, jak podpisywanie umów i faktur – „czynnościami technicznymi”. Krótko mówiąc, gdy nie było żony w pobliżu urzędu gminy, to mąż za nią jakiś papier podpisywał, i jakie to przestępstwo, o tam, oj tam.

Te same argumenty pojawiły się w apelacji radnego od wyroku sądu pierwszej instancji. Obrońca Maciej Lis przekonywał sąd apelacyjny, że żona z mężem powinna współdziałać, co sankcjonuje nawet kodeks rodzinny, wobec czego mąż za żonę podpis nieraz składa, choć może nie powinien. Po drugie, jeśli nie było pisemnego pełnomocnictwa żony dla Jarosa, to nie był on jej pełnomocnikiem.

Nie dziwi, że wobec takich argumentów, sąd apelacyjny nie znalazł żadnych podstaw, aby apelację uznać. Oznacza to, że skutkiem podtrzymania wyroku sądu pierwszej instancji odbędą się przedterminowe wybory na radnego gminy Czernichów z Wołowic, ponieważ mandat radnego Jarosa zostanie wygaszony.                      Władysław Tyrański

Author: WgCZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 54 = 57