Gmina Czernichów: No i zaorane… i to podwójnie

Trudno o większą wizerunkową klapę od tej, jaka stała się udziałem nowej wójt gminy Czernichów Danuty Filipowicz na sesji rady gminy (26 kwietnia 2021). Filipowicz jest wójtem zaledwie od pół roku (po nagłej śmierci poprzedniego wójta Szymona Łytka), stąd jej posunięcia oceniane są pod kątem zapowiedzi złożonych przez nią w kampanii wyborczej. Jedną z takich zapowiedzi była zmiana sposobu informowania mieszkańców o poczynaniach gminy. Za czasów wójta Łytka czyniono to na łamach pisma „Orka” wydawanego przez gminę oraz trzech gminnych portali internetowych. Media te, a zwłaszcza „Orka”, krytykowane były głównie z powodu uprawiania urzędniczej nowomowy oraz obowiązkowego urzędowego optymizmu aplikowanego czytelnikom bez względu na okoliczności.

Teraz pod nową władzą „Orka” stać się miała widomym znakiem przemiany. Przed ostatnimi Świętami Wielkanocnymi wydany został numer specjalny zredagowany przez nowego redaktora naczelnego Jana Berezę, a na sesję rady gminy wójt wniosła projekt uchwały „w sprawie tekstu jednolitego uchwały w sprawie prasowej działalności wydawniczej gminy”. Projekt o mylącym tytule, bo nie jest żadnym ogłoszeniem tekstu jednolitego uchwały, a nową, samodzielną uchwałą, sankcjonuje „Orkę” jako bezpłatny miesięcznik, którego wydawcą jest gmina Czernichów, z wybieraną przez radę gminy radą programową opiniującą treść i szatę graficzną (ale nie wiadomo czy przed, czy po druku), z redaktorem naczelnym (bez wskazania kto go powołuje) oraz finansowaniem z budżetu gminy i kolportażem organizowanym przez wójta.

„Orka” w takim wydaniu została jednak – powiedzieć można – przez radnych zaorana. Wynik głosowania: 14 przeciw (jeden radny był nieobecny). Czyli jednogłośnie – nie.

Ale można też powiedzieć, że wcześniej „Orka” po raz pierwszy zaorała się sama wspomnianym wyżej numerem specjalnym, który miał być oznaką jej odnowy. Odnowa jednak nie nastąpiła. Numer specjalny „Orki” to powielenie treści i układu pisma z czasów wójta Łytka. Składa się z grubsza z trzech działów: słowo „włodarza” gminy rozdęte w numerze specjalnym do czterech wystąpień (wójt, zastępca wójta, skarbnik, przewodniczący rady), powiadomienia urzędowe i informacje z urzędu (głównie ile wydano pieniędzy i na co) oraz doniesienia „z różnych stron gminy” (imprezy kulturalne i sportowe, wydarzenia edukacyjne, uroczystości, miejscowe obyczaje).

Tych ostatnich w numerze specjalnym prawie nie ma. Czyni to z niego przekaz ciężki do przyswojenia dla zwykłego śmiertelnika, któremu jednak oszczędza się umysłowego wysiłku przez eliminację z zamieszczanych tekstów informacji wywołujących dysonans poznawczy, który mógłby w jego głowie „zazgrzytać”. I tak jak wójt Łytek otwiera jako „włodarz gminy” poprzedni 312 numer „Orki” rozmową z jej ówczesnym red. nacz. Edwardem Brożkiem zatytułowaną „Rozwój gminy cieszy wszystkich”, tak Danuta Filipowicz otwiera numer specjalny rozmową (nie wiadomo z kim): „Tylko konkurencja na rynku usług daje szansę na obniżkę cen”. To przykład komunałów dla urzędnika bezcennych, bo nie sposób im zaprzeczyć. Sztampowy przekaz potęgują nieporadności językowe aktualnych „włodarzy” gminy. Mówiąc o potrzebie ogromnego dofinansowania budowy szkoły w Czernichowie, Filipowicz dodaje: „Ponadto szkoła ta w opinii wielu osób została przewymiarowana”, a informując że z urzędu gminy wielu pracowników odeszło na emeryturę i nie da się ich zastąpić z dnia na dzień, przekonuje: „staramy się zorganizować urząd pod kątem realizowanych zadań jak i zastępowalności podczas nieobecności”. Podobnie nieporadnie formułuje swoje myśli zastępca wójta Stanisław Molik, mówiąc że bez wprowadzenia zmian organizacyjnych w gminie i przebudowania wydatków budżetu „mieszkańcy będą widzieli pogłębianie się skali problemów od lat niosących kłopoty dla ich codziennego życia”. Czy po przeczytaniu tych słów jakiś mieszkaniec gminy rzeczywiście ujrzy skalę problemów, która się na jego oczach pogłębia, a na dodatek niesie jeszcze kłopoty dla jego codziennego życia? Raczej niemożliwe. Ale urzędniczy optymizm porywa zastępcę wójta w jeszcze wyższe rejony, gdy mówi o celu nadrzędnym Pani Wójt i Rady Gminy – wszystko z dużej litery – którym jest „podniesienie  standardów wykonywanych usług i rozwiązywanie problemów od lat nierozwiązanych”.

Powie ktoś, że to tylko taka maniera językowa. Maniera ta jednak wpływa na obraz przedstawianej rzeczywistości, która wyprana z treści rozpływa się w pustosłowiu.

Nie wiemy, kto przeprowadzał rozmowy z nowymi „włodarzami” gminy zamieszczone w numerze specjalnym „Orki”. Może zresztą w ogóle ich nie przeprowadzano, bo robią wrażenie wywiadów przeprowadzonych z samym sobą. Ale nawet w takim przypadku o stronę językową wypowiedzi zadbać powinien redaktor naczelny. Dlaczego tak się nie stało?

Bez względu jednak na formę wypowiedzi, bez względu na to, czy dojrzymy ową skalę problemów, która się na naszych oczach pogłębia, czy też jej nie dostrzeżemy, teksty z numeru specjalnego o czymś realnym informują. Numer ten przynosi jakby bilans otwarcia, jaki Danuta Filipowicz, kandydując na wójta obiecała sporządzić po ewentualnej wygranej. Pierwsza pozycja w tym bilansie to gospodarka odpadami. W tej pozycji dostajemy informację o rezygnacji z pomysłu powołania spółki gminnej do odbioru odpadów od mieszkańców. To prawdziwa klęska wizerunkowa dla nowej wójt, zważywszy że czołowym hasłem jej kampanii wyborczej było założenie „gminnej spółki śmieciowej”, która miała obniżyć dotychczasową opłatę za odbiór śmieci od mieszkańców do 20-25 zł za odpady segregowane od osoby na miesiąc. A teraz od nowo wybranej wójt słyszymy slogan, że tylko konkurencja daje szansę na obniżkę cen, gdy właśnie „spółka śmieciowa” taką konkurencję stworzyć miała. Co więcej, ani słowa o stymulowaniu lokalnej konkurencji dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Odpadami sp. z o.o., które od lat wygrywa przetargi na odbiór śmieci od mieszkańców, będąc jednym oferentem. Czy w ogłoszonym właśnie nowym przetargu gmina umieściła zapisy osłabiające tę hegemonię MPGO? Tego w rozmowie nie ma. Dlaczego pytanie takie nie padło? Bo nie zadał go redaktor albo rozmówczyni sama sobie, jeśli napisała rozmowę  bez jego udziału. Otrzymujemy więc wypowiedź w stylu osławionego towarzysza Szmaciaka z poematu Szpotańskiego: wicie, rozumicie, próbowalimy, ale nie dało rady.

Podobnie mówi się o koniecznej modernizacji oczyszczalni ścieków w Przegini Duchownej, czyli jak to wyrażono w urzędniczej mowie „doprowadzeniu do uzyskania pełnej sprawności” przez tę oczyszczalnię. Zawsze przecież władza walczy nie z regresem, ale o dalszy rozwój. Jak wygląda ta walka? Dowiadujemy się, że odbyło się wiele spotkań i wizyt oraz rozmowa z pierwszym i obecnym projektantem przebudowy oczyszczalni. Brak natomiast wiadomości, jakie konkretnie ustalenia te spotkania i wizyty przyniosły.

Trzecią porażką nowych „włodarzy”, o której informuje w numerze specjalnym „Orki”  zastępca wójta Stanisław Molik, jest odrzucenie przez radnych propozycji zmian w odniesieniu do szkół i przedszkoli w Wołowicach i Czernichowie. Radni nie dali się przekonać, że absurdem jest utrzymywanie klas liczących 2 lub 4 uczniów. Najwyraźniej nie dojrzeli pogłębiania się skali problemów…

Jednym z takich problemów wywołanych brakiem pieniędzy w kasie gminy będzie także decyzja o odebraniu pieniędzy oddawanych co roku przez gminę do dyspozycji sołectw. O potrzebie rozważenia takiej decyzji mówi skarbnik gminy Lucyna Płaneta, choć w ulotce wyborczej Danuty Filipowicz czytamy, że należy bardziej „uspołecznić” gminę, zapobiegając obniżeniu znaczenia sołtysa, a sołectwom dać narzędzia do wdrażania tzw. budżetu obywatelskiego, co weszło już do praktyki zarządzania finansami polskich gmin. A więc zamiast zwiększenia ilości pieniędzy oddanych do dyspozycji sołectw, zapowiadane jest ich obcięcie. Kwintesencją wywiadu ze skarbnikiem gminy jest jego tytuł: „Żyjemy i inwestujemy na kredyt”. Czy tak miało być?

Jednakże nie te kwestie były główną przyczyną „zaorania” „Orki” przez radnych na wspomnianej wyżej sesji. Zarówno język przekazu, jak i jego treść są poza zasięgiem krytyki radnych, co było wiadomo już wcześniej, gdy wójt Łytek w imieniu radnych odpowiadał na zarzuty zgłaszane pod adresem pisma, że tak jego język jak i treść nie wzbudzają zastrzeżeń czytelników. Tak zapewne jest i teraz.

Toteż uwaga radnych skupiła się na planowanych kosztach wydawania „Orki” na nowo. W projekcie uchwały zapisano, że będzie miesięcznikiem, a dodatkowo mogą ukazywać się numery specjalne. Wśród radnych krążyła informacja, że koszt wydania aktualnego numeru specjalnego to 16 tys. zł przy nakładzie 3 tys. egz. Formatu A4. Daje to w skali roku ok. 200 tys. zł. Zadawano pytanie, czy nie jest to przedsięwzięcie zbyt kosztowne jak na gminną dziurawą kieszeń.

Wójt kwestionowała te szacunki, twierdząc że koszty składu i druku numeru specjalnego to tylko ok. 10 tys. zł. Wyszło jednak przypadkiem z wypowiedzi skarbnika gminy, że za redagowanie „Orki” dodatek specjalny w wysokości blisko 1900 zł pobiera od stycznia tego roku sekretarz gminy Jan Bereza. Jak oświadczyła wójt, dodatek ten przysługuje mu niezależnie od liczby wydanych numerów w roku. Jeśli więc do marca wydano jeden numer, to dodatek specjalny za zredagowanie numeru specjalnego osiągnął kwotę blisko 6 tys. zł, która dodana do kosztów składu i druku daje ok. 16 tys. zł. Szacunki radnych mogły być zatem prawdziwe.

Śledząc obrady sesji, można było odnieść wrażenie, że wójt nie do końca chciała mówić o wszystkich kosztach wydania numeru specjalnego, w tym o wynagrodzeniu dla redaktora naczelnego, tym bardziej że nieco wcześniej informowała oficjalnie, iż Jan Bereza nie podpisał żadnej umowy z gminą na redagowanie „Orki”. Nie skłamała, ale też nie powiedziała prawdy, ponieważ dopiero potem wyszło na jaw, że wynagrodzenie z tego tytułu jest mu wypłacane jako comiesięczny dodatek specjalny do pensji sekretarza gminy.

Czy w tym przypadku Danuta Filipowicz nie była zbyt  hojna? Redaktor naczelny „Orki” z czasów wójta Łytka też pobierał wynagrodzenie, ale uzależnione było ono od liczby wydanych numerów. Owa hojność wydaje się trochę ponad miarę, zważywszy na wytknięte wyżej niedociągnięcia publikowanych tekstów, co redaktor powinien wychwycić i poprawić. Są też inne niedoróbki, jak np. brak opisów do zdjęć (z wyjątkiem podawania nazwisk „włodarzy” gminy), co sprawia, że czytelnik ogląda jakieś obrazki pochodzące nie wiadomo skąd, np. na okładce „Orki”  (panorama Zagacia), jedynie domyślając się, że to gmina Czernichów, a ludzie na zdjęciach to jej mieszkańcy. W numerze specjalnym jest też 8-stronicowy „Teleinformator dla mieszkańców gminy Czernichów”, gdzie całą pierwszą stronę zajmuje fotografia skałki porośniętej trawą i krzewami (nieopisana, choć można by napisać co to za okaz miejscowej przyrody), a ostatnie pół strony informatora pozostało niezadrukowane. Czy to nie zbytnie szafowanie miejscem zwiększające koszty wydawnictwa? Na dodatek niektóre podmioty występują w informatorze dwukrotnie (MPGO, komisariat policji w Krzeszowicach), inne na doczepkę (Eko-Trans – Lusina), a wielu innych brak, choć ich namiary byłyby z pewnością dla mieszkańców przydatne, np. prywatne praktyki lekarskie (pediatra Stanisław Bartłomiej Panczyj, Czernichów; stomatolog Renata Kosek, Czernichów), kancelarie adwokackie (Hanna Lorek, Liszki), radcowie prawni (Sylwia Dudzik, Zagacie), biura obrachunkowe (Janex, Rusocice), kancelaria komornika sądowego (Sebastian Drabik, Liszki), punkt nieodpłatnej pomocy prawnej w urzędzie gminy.

Radny Marian Dudek i przewodniczący rady Zbigniew Kędzierski nie krytykowali efektów pracy Jana Berezy w roli redaktora naczelnego specjalnego numeru „Orki”, ale zdecydowanie wystąpili przeciw łączeniu tej funkcji ze stanowiskiem sekretarza gminy. Kędzierski zapytał wprost: czy Jan Bereza jest aż tak wydajny? Wyjaśnił, że praca sekretarza gminy zabiera dużo  czasu, bo wszystkie decyzje dotyczące gminy powinny iść przez jego ręce, więc łączenie tych funkcji jest błędem. Dudek zadał kolejne pytanie: czy nas na taką „Orkę” stać, kiedy trzeba oglądać każdy wydawany grosz?

W odpowiedzi wójt podała przewidywane przez nią koszty składu i druku następnych numerów pisma – 3.850 zł za numer (24 strony formatu A4, 3 tys. egz.). Jeśli doliczyć do tego wynagrodzenie redaktora naczelnego w wysokości 1.860 zł, będzie to kwota 5.710 zł, co daje w skali roku 68.520 zł. To znacznie mniej niż początkowo przypuszczali radni, analizując koszty wydania numeru specjalnego, jednak i tak sporo dla gminy, która – jak mówi jej skarbnik – żyje i inwestuje na kredyt. Od siebie dodam, że podane koszty mogłyby być jeszcze trochę niższe, gdyby zrezygnować z droższego papieru kredowego, który jest zupełnie zbędny, chyba że pismo ma być elegancką laurką dla gminnej władzy.

Na koniec uwaga proceduralna. Po jednogłośnym odrzuceniu przez radnych projektu uchwały przedłożonego przez Danutę Filipowicz przewodniczący rady Zbigniew Kędzierski wezwał ją do „przemyślenia swojej propozycji”. To chyba nadmierna kurtuazja, bo wydawanie „Orki” sankcjonuje ciągle obowiązująca uchwała Nr XIII.111.2019 z 26 sierpnia 2019 roku i wezwanie przewodniczącego rady powinno dotyczyć przede wszystkim jej przestrzegania przez wójta. A z tym nie jest dobrze. Uchwała stanowi bowiem, że z reaktorem naczelnym „Orki” zawiera się umowę cywilnoprawną, a jego wynagrodzenie nie może być niższe niż dwukrotność minimalnego wynagrodzenia za pracę (MWP) określonego w odrębnych przepisach za każdy numer czasopisma. Obecny redaktor naczelny nie ma ani umowy cywilnoprawnej, ani wynagrodzenia podanego w uchwale. Decyzją wójt redaktor Jan Bereza ma dodatek specjalny z tytułu umowy o pracę, a wysokość tego dodatku jest inna niż wynagrodzenie zapisane w uchwale. Czy zatem wójta nie obowiązują już uchwały rady gminy, i czy przewodniczący tejże rady nie powinien egzekwować tego obowiązku?

Władysław Tyrański

Author: WgCZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 10 = 12